poniedziałek, 2 września 2013

Cześć,

bo od tego chyba powinnam zacząć. Wprawdzie, teraz to moje powitanie wysyłam od tak, w wirtualną przestrzeń, bo w chwili obecnej czytelników mam raczej tylko potencjalnych, ale o dobre maniery trzeba dbać, nawet, gdy nikt nie patrzy (lub, jak w tym konkretnym wypadku, nie czyta ;). W ogóle, to pierwszy blog, jakiego prowadzę w życiu więc z góry przepraszam za wszelkie potknięcia. Jeszcze nie odkryłam wszystkich tajemniczych funkcji i pułapek tego systemu, ale wszystko przede mną więc proszę tylko o odrobinę cierpliwości i szczyptę wyrozumiałości (zabrzmiało trochę kulinarnie, ale jakoś tak samo wyszło).

No dobra, czas chyba przejść do meritum i wytłumaczyć, co ja tu w zasadzie robię? Wyglądałam ostatnio przez okno - obserwując, jak powoli, acz nieuchronnie kończy się lato - i pomyślałam, że w tym zbliżającym się czasie chłodu i słoty jest jednak coś, co naprawdę lubię.  Gdy za oknem leje deszcz, a wiatr targa nagimi gałęziami, przyjemnie jest wtulić się w puchowy koc, usiąść przy kominku w ogromnym, wygodnym fotelu i popijać gorące, pachnące goździkami i pomarańczami grzane wino. Mmmmm przez chwilę naprawdę się rozmarzyłam... Ale czy z tej perspektywy, zima nie wydaje się już taka straszna? Hmm?

W każdym razie, przez kilka kolejnych miesięcy zdecydowanie przyjemniej będzie w domu, niż na zewnątrz, a przyjemniej tym bardziej, im przytulniej urządzimy sobie te nasze domowe pielesze. I może miło będzie tak właśnie spędzić tę długą  zimę - rozmawiając o tym, co zrobić, żeby w betonowych czterech ścianach było jak najbardziej ciepło i przytulnie? Odpowiedź na to pytanie pozostawiam do wiosny. Póki co jestem tu i czekam na Was. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz